Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyć mają. Przybyłe kobiety nie podnosiły czarnych kwefów. Starsza wreszcie, z widocznem wzruszeniem postąpiła ku wdowie.
— Pani moja — rzekła nieśmiało, oglądając się trwożliwie — jestem jedną z kilku osób... ze stowarzyszenia, które szuka biednych, opuszczonych sierót i wdów, aby im przynieść pomoc i słowo pociechy. Słyszałyśmy o nieszczęściach waszych — przybywam w nadziei, że wam w czemś użyteczną być potrafię...
Domawiając tych wyrazów, kobieta obejrzała się i, chwyciwszy krzesło, które jej towarzyszka podała, upadła na nie, napół omdlała. Hela podbiegła ku niej, potem po wodę, którą jej przyniosła. Nieznajoma, biorąc szklankę, ścisnęła jej rękę w drżącej dłoni, zatrzymała długo ze wzruszeniem i, uchyliwszy zasłonę, zbliżyła usta blade do szklanki... Ale w tejże chwili krzyknęła i omdlała zupełnie.
Przerazili się wszyscy, najbardziej jednak towarzyszka, która dobyła flakon z zapachami, aby ją co najprędzej ocucić... otoczyły ją wszystkie, podniesiono spadłą zasłonę.
Hela ujrzała zdziwiona piękną, szlachetnych rysów twarz, trupią prawie bladością okrytą, ale z uśmiechem błogim na ustach.
Powieki jej wkrótce podniosły się, i łagodny wzrok spoczął na Heli... z upragnieniem, z ciekawością jakąś pożerającą. Łzy płynęły z oczu, drżała... Trwało to chwilę, milczeli wszyscy, dopiero cichy szept towarzyszki oprzytomnił omdlałą. Podniosła się zwolna i cicho zaczęła przepraszać Ksawerową.
— Daruj mi pani — rzekła — to Wielki tydzień, to post, osłabiona byłam, a chciałam tu przyjść koniecznie. Przyjm pani małą pomoc ode mnie, a wierz mi, klnę się na Boga, który dziś zmartwychwstał, że to ani dar, ani jałmużna — ale spłata części należnego długu.
To rzekłszy słabym głosem, włożyła w ręce zdumionej Ksawerowej woreczek i, spojrzawszy na Helę, dodała ciszej:
— Proszę was o to jedno, żebyście o mojej u was bytności nie wspominały nikomu. Bractwo nasze w cicho-