świeże powietrze, słońce, kwiaty, wygody... gdy sama wreszcie mogła trochę odżyć lepszemi wygodami i nadzieją uratowania drogiego dziecięcia — nie miała wyrazów dla wypowiedzenia Heli swej wdzięczności.
A ona — ona stała z rękami opadłemi w dół, z głową zwieszoną, z dwoma strumieniami łez, spływającymi po bladej twarzy... Była to nagroda za jej poświęcenie — ale jakże krótko trwała, niestety!
Z uczuciem najgorętszej miłości dla tego dziecięcia, którego ocaleniu poświęciła, co miała najdroższego, Hela wyrwała się i pobiegła do łóżeczka Julki.
Julka uśmiechnięta, różowa, wesoła, zdawała się odżywać, jak kwiatek zmrożony na wiosnę... Rzuciła się jej rączkami na szyję. Dziwne to dziecię miało jakieś jasnowidzenie, przeczucie, że Heli wszystko było winne, siostra padała dla niej ofiarą — i tak, żeby nie słyszała matka, całując ją a pieszcząc, szepnęła na ucho:
— Helu! Helu! ja wiem, żeś ty dla mnie nieszczęśliwa... mnie się to śni — ja to czuję i z twoich czytam to oczu. Jest w twem sercu rana... ty cierpisz... moja siostro droga, mój aniele złoty — ty kochasz Julusię, a Julusia jak pójdzie do nieba, u Boga dla ciebie szczęście wyprosi!
— Co ty pleciesz — szepnęła Hela, tuląc jej usta pocałunkiem.
— Nic już nie powiem, nic... — cichutko mruczało dziecię, wpijając w nią oczy czarne — ale to darmo! jeszcze dni trochę jaśniejszych, weselszych, a potem pójdę do aniołków. Trzyma mnie tylko miłość wasza...
— A! nie myśl i nie mów o tem...
— Kiedy mi to we snach szepcze ten biały, śliczny, srebrzysty, co w głowach łóżeczka stoi.
I popłakały się obie.
Ksawerowa z łatwowiernością nieszczęśliwych wszystkim bajkom, splecionym niezręcznie przez Helę, dała wiarę, błogosławiła ją, Siechnowickiego, czekała już tylko jego przybycia, uśmiechając się, zagadywała o ślubie i sądziła, że, mówiąc o tem, uczyni jej przyjemność, gdy najsrożej krwawiła serce rozżalone. Spoglądała na Helę, dziwiąc się, że ona milczy, a nic jej rozweselić nie może.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/115
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.