Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rosty, który wszystko zrozumiał i wszystko przebaczył.
Przez wdzięczność za to, kasztelanicowa w uniesieniu zawołała, że właśnie to, co on jej poczytywał za zbrodnię, przyczyni się do zapobieżenia zamachowi, który mógł zniszczyć wszystkie plany patryotów.
Słowo to z ust jej wybiegło prawie mimowolnie. Chciałaby je była może cofnąć, lecz było zapóźno. Starosta domagał się tłómaczenia.
Dał słowo naprzód, że sam nic nie powie, że się oboje naradzą nad tem, jak zapobiegając złemu, nikogo nie narazić na prześladowanie.
Naówczas Loiska opowiedziała mu ze szczegółami cały plan porwania króla, osnuty przez hrabiego, wskazała miejsce na drodze do Łazienek, gdzie oddział wojska miał oczekiwać i t. p.
— Niech-że to będzie dowodem, że jestem szczerze nawróconą. Mogę poprzysiądz, iż miałam zamiar sama prosić króla o posłuchanie i zwierzyć mu to.
— I powinnaś to uczynić — podchwycił starosta. — Innej drogi niema. Znając tych ludzi i wiedząc, że jedna chwila upojenia, po dobrym obiedzie, przy podanej sposobności może stanowić o wykonaniu przyśpieszonem — nalegam i proszę: jedź jutro, dziś, jeżeli można!
Loiska godziła się na wszystko.
— Ale jak trafić do króla? — rzekła.
— Jadę natychmiast do generała Komarzewskiego i na jutro audyencyę ci wyrobię, nie mówiąc