Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lecz teraz trzymał się ciągle w pewnej odległości, nie spuszczając jej tylko z oka.
Z tego też domyślać się niczego i na żaden ślad wpaść nie było można. Miał na sobie strój francuski, elegancki, pochodzenia paryzkiego, kamizelkę suto szytą, mankiety koronkowe, u trzewików sprzączki brylantowe, na ramionach czarne domino, na peruczce kapelusik zręcznie rzucony. Z pewnej już otyłości i ruchów domyśleć się było łatwo człowieka nie pierwszej młodości. Maniery wskazywały, że do świata większego należał.
Królowa czasem rzucała nań okiem, jakby tylko przekonać się chciała, że się przy niej znajduje, zresztą zajętą była intrygowaniem tych, co się do niej cisnęli. Otaczano ją kołem wielkiem i coraz nowi przybywali do niego. Niektórzy, ruszając ramionami, odchodzili zrozpaczywszy, by mogli tę zagadkę odgadnąć. Powszechnem prawie było zdaniem, że jedna z pań należących do rodziny królewskiej (szeptano nazwisko), była tą królową, a klejnoty zapożyczonemi ze źródeł wielu. Znawcom się zdawało, iż niektóre z nich tam a tam, na tych a na tych osobach widywali.
Wszystkie te przypuszczenia jednak, pod surową wzięte krytykę, nie wytrzymywały jej.
Pomiędzy tymi, którzy z największą ciekawością przypatrywali się nieznajomej, byli dwaj młodzi ludzie, nie mogący się bliżej docisnąć, ale nie spuszczający jej z oka. Trzymali się pod ręce i coraz to sobie wzajem spostrzeżeń swych udzielali. Chociaż zdawali się przyjaciółmi wielkimi, różnił ich strój, będący w owych czasach oznaką przekonań i stron-