Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




Dnia tego, gdy stary w sieniach domostwa przy Miodowej napadł hrabiego, piękna kasztelanicowa spodziewała się wieczorem świetnego towarzystwa i wielu gości.
Poczyniono też przygotowania stosowne na ich przyjęcie, bo Loiska miała tę dumę małych ludzi, którzy boleją, gdy w ich domu najwyszukańszy nie panuje zbytek. Gotową była zastawić klejnoty, największą ofiarą okupić wystawę i przepych; nie mogła ścierpieć, aby jej dom z najzamożniejszemi się nie mierzył.
Gotowano więc wieczerzę, sprowadzono ostrygi, przyniesiono wina, kupiono owoce, a sama gospodyni, choć wcale nieumiejąca niczem zarządzić, niecierpliwa, zapominająca się, tego dnia po kilkakroć zapytywała o wszystko.
Potrzeba było przyjąć czasowo jednego lokaja więcej.
Wszystkie pokoje miały zajaśnieć światłem jarzącem.
Loiska zrana była w kilku sklepach, u pani Lex i u Łazarewiczowej, ażeby coś sobie do wie-