Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go powodu będzie wydatek większy i rozumie się, że na to fundusz damy.
Loiska odpowiadała milczeniem. Przeszłość zapewne zmuszała ją do posłuszeństwa rozkazom ludzi, z którymi ją dawne wiązały stosunki. Milczenie oznaczało zgodę.
Hrabia czekał na dobitniejszą odpowiedź, gdy gospodyni wczorajszy dzień i doznana boleść a chęć zemsty na pamięć przyszły. Podniosła żywo piękne swe oczy i poczęła:
— Dobrze, panie het... panie hrabio, zgoda; ale nawzajem i ja mam prośbę do niego. Być nie może, aby komu z panów nie dokuczył i nie dał się już we znaki ten jakiś waryat, czy także spiskowy, Barani kożuszek, co lata po ulicach, buntując ludzi i plwając na wszystkich. Musicie wiedzieć, kto on jest i niepodobna, abyście nie mieli środków do pochwycenia go i ukarania.
Hrabia słuchał, widocznie usiłując sobie przypomnieć rzecz, która na umyśle jego niewielkie uczyniła wrażenie.
— A! ten żebrak! — zawołał — ale cóż cię on obchodzi?
— Już i mnie także...
Nie dokończyła, hrabia ruszył ramionami.
— Moja śliczna — dodał — powiadasż, że my mamy sposoby dowiedzenia się, ukarania; ale na Boga, zapominasz, że w tej chwili my jesteśmy bezsilni, że tu z każdym dniem mocniej opanowuje wszystko spisek, że nas ścigają, szpiegują i prześladują. Zresztą to dzieciństwo!