Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Francuzka była zła, więc nuż szydzić ze mnie i z niej, i zabiegać abym się do niej powrócił.
Mówiła po polsku tak jak jej pani, to jest bardzo źle... — ale o to nie dbała, bo godziła na takiego małżonka coby pół francuzem był, jak i Sobieski, który po francuzku gdyby rodowity francuz szwargotał.
Przy pierwszej zręczności poczęła mi drwiąc winszować „konkiety“ odpowiedziałem jej lekko i niewdając się w dłuższą rozmowę, szedłem precz. Napadła mnie tedy powtórnie z innej beczki.
— Wacpan się gniewasz na mnie?
— Ja! a tożby za co? spytałem.
— Albo ja wiem odparła..
— A ja pannie Felicji zaręczyć mogę że ani się gniewam, ani też zbytnio o przyjazń staram, bo wiem że jej nie dostanę.
— Dla czegoż?
— Panna Felicja wysoko patrzy a ja dla niej za małym jestem.
— Któż to powiedział panu?
— Są takie rzeczy że ich mówić nie potrzeba, same się w oczy rzucają.
Nadąsała się i poszła. Był tedy niby rozbrat między nami, ale uważałem że ją to nie pokoiło.. Nie zbliżałem się umyślnie, alem też nie unikał.
Najgorsza zaś że z serca, jak raz je zajęła, tak jej było nie wygnać...
Com wycierpiał — to tylko sam wiem, bom się chciał przezwyciężyć nadaremnie.
Jakby dla odetchnięcia i wypoczynku, nagle, gdym już sądził że w Warszawie na Hetmana czekać będę, kapryśna pani nasza, gdy ją coś tknęło, zawołać mnie