Odżyła pani Pełkowa, wyzdrowiał rotmistrz. Gołczwia inaczej poczęła wyglądać, pana i pani się doczekawszy. Małżeństwo, które Medard, tak długo się wysługując, dobił naostatek, gdy wszelką jego nadzieję stracił, zdaniem wszystkich było bardzo szczęśliwe... Pani rotmistrzowa zawsze lubiła ludzi i towarzystwo i nie była obojętną na aplauzy i admiracje, jakie obudzała; starczyła jej jednak miłość męża, który do szaleństwa był w niej rozkochany. A gdy w rok potem na świat przyszedł dziedzic imienia, któremu imię dano dziadowskie, u kolebki syna dopiero przeistoczyła się Jadwiga do niepoznania. Nie mogła się na chwilę oderwać od niej, zdawało się jej, że na świecie piękniejszego i rozumniejszego dziecięcia nie było i nie będzie nad jej jedynaka... Tym węzłem połączyły się ściślej jeszcze serca... Na chrzciny znowu próbowano ściągnąć babkę, i oboje rodzice list do niej pełny submisji napisali, zapraszając w kumy...
Babka tym razem trochę się powściągnęła, odpisała zimno, składając się chorobą i wiekiem, a dziecku posyłając podarek, przybycia odmówiła. Trzymał więc Rożański z panią Laskowską, a w drugiej parze gromada Gołczwi, w osobie wójta i kowalowej.
Chrzciny znowu cały powiat ściągnęły...
Gospodarząc, polując i synaczka hodując, Pełka nie ruszał się z kąta, ani też jejmości do świata było tęskno, bo cały świat teraz miała w dziecięciu; tymczasem nadeszła wyprawa wiedeńska, a że na nią ludzi rycerskich, doświadczonych siła było potrzeba, król Jan sam wezwał Pełkę, aby mu do Warszawy przybywał i z nim szedł. Nie było się co wymawiać, ani składać wiekiem i zdrowiem... musiał pan Medard konie skupić, ludzi zebrać, poczet sobie sztyftować i do króla ciągnąć.
Została jejmość sama pod opieką Laskowskich, z dziecięciem, w śmiertelnej trwodze o
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/538
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.