Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/536

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pełka. Nie widać było jej twarzy, bo ją kwef zakrywał, ze spuszczoną głową odwrócona do nich bokiem ku lasowi dążyła.
Pełka zatrzymał konie.
— Coby było najlepszego, to to, żebyśmy wrócili do miasta, — rzekł — mój Wacku, proszę cię.
— A ja cię proszę, chodź i odetchnij powietrzem zdrowem... Co nam tam kto zawadza? dzikim się stałeś nad miarę...
Widząc, że Rożański sam zsiadł, Pełka rad nierad, choć opornie, z siodła się zsunął i konia oddał. Wacek go pod rękę wziął i poszli drogą. Kobieta już była w ocienioną lasem weszła drożynę, suknię jej tylko migocącą między drzewy widać było.
Rożański, zagadując o królu Janie Kazimierzu, prowadził przyjaciela coraz przyśpieszając kroku. Droga się zawracała, i idącej przodem pani widać już nie było. Pełka jakoś lżej oddychał...
Nagle na zawrocie, gdy się może nie spodziewał z nią spotkać, Medard krzyknął, wyrywając się — o trzy kroki przed nim stała blada, z założonemi rękami na piersiach, z twarzą odsłonioną pani pisarzowa...
Przez chwilę nie można było wiedzieć, co pocznie, tak straszliwie zbladł i zmienił się. Wtem ręce złożone otwarły się i spuściły ku Pełce, jakby wyzywając go ku sobie...
Medard wyrwał się i pobiegł... jak szalony, padł na kolana, a potem twarzą na ziemię za nogi chwytając Jadwigę i łkając...
Ta, schylając się, ręce mu napróżno wyciągała, dopiero Rożański, przypadłszy, podniósł go gwałtem, i Pełka miał odwagę spojrzeć jej w oczy...
— Ani słowa o przeszłości — zawołała kobieta — ani dziś, ani jutro, i nigdy, ja jej nie chcę pamiętać, ty ją musisz zapomnieć. Prze-