Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/532

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystkom to Pełce winna, który mnie ukarać chcąc, na com zasłużyła — do opamiętania przywiódł. Biednemu człowiekowi, który mnie kochał prawdziwie, dawno przebaczyłam, co więcej, wdzięczna jestem... Nie słyszałeś waszmość, co się z nim stało?
— I owszem, — odparł Rożański — wiem o tem, że jak oszalały na Śląsk pono był uszedł, gdzie, że z gorączki, na którą zapadł z żalu i aprehensji wielkiej, nie umarł, cudem jest prawie. Mówiono mi, że, ledwie ozdrowiwszy, do klasztoru chciał powracać.
Pisarzowa ręce załamała.
— Do klasztoru? a! nie! nie dajcie mu tego uczynić! wstrzymajcie go... mnie się to klasztor i pokuta należy, nie jemu, bom stokroć więcej winna...
Rożański się uśmiechnął.
— E! — rzekł wesoło — po ludzku i po Bożemu, gdy już tak dziwny obrót rzeczy wzięły, iż zamiast nienawiści, afekt się w sercu waszem obudził — a w jego nigdy nie wygasł — nie o klasztorze myśleć a o weselu... dosyć się biedaczysko wyczekał na to szczęście i drogo je oboje państwo przypłaciliście.
Chwyciła pani pisarzowa za rękę Rożańskiego.
— Przyjacielem mu byłeś — zawołała — a jam to waszą drużbę rozerwała, wróćże mu serce. Chcesz dobry uczynek spełnić, przejednaj nas, zbliż i niech się stanie, co Bóg przeznaczył...
Zarumieniła się, oczy kryjąc.
— Pani pisarzowo, — rzekł — świadczę się sumieniem, będę wam służył chętnie, ale mi zawodu nie uczyńcie. Jeśli myśl macie stałą, porzucę wszystko, pójdę go szukać i do Krakowa go wam sprowadzę. Jedźcie tam teraz, a czekajcie na mnie. Chyba żyw nie będę, jeśli wam Pełki nie przystawię.
— O, mój Boże! — zawołała pisarzowa — jednej godziny jechać jestem gotowa, a dla was