Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/514

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ustąpiła przestraszona Strzemeszanka. Pełka wszedł. Pisarzowa stała przed zwierciadłem, włosy rozpuściwszy i rękami je zbierając, obejrzała się gniewna.
— A to wy? — rzekła.
— Tak, to ja, to tylko ja, pani pisarzowo, głosem niezwykłym począł Pełka, dziwnie niby wesoło a szydersko... Przybyłem dla porachunku!
W tej chwili drzwi za sobą na klucz spuścił, a klucz do kieszeni schował.
— Co to ma znaczyć? — krzyknęła przelękła kobieta.
— Przyszła naszego porachunku godzina... — mówił Pełka zwolna. — Zaręczyłaś się pani z tym młokosem, a no, już tego dosyć! Cierpiałem długo, milczałem, czekałem... Szydziłaś sobie ze mnie, szydzili ludzie... trzeba za to zapłacić... Tak, pani pisarzowo... a już dziś nie czem innem, tylko życiem...
Jadwisia słuchała, jakby nie rozumiejąc i niedowierzając swym uszom, Pełka się rozogniał coraz więcej...
— Padnij na kolana, proś Boga, żeby ci przebaczył, bo oto stoi mistrz i żywą stąd nie wyjdziesz...
To mówiąc, dobył pistoletów ręką drżącą.
— Niech ziemia takiego stworzenia nie nosi... niech raz skończą się twoje zaloty a moja męczarnia... Módl się, bo chwile twe policzone...
Jadwiga, która zrazu się przelękła, odzyskała całą swą dumę i przytomność...
— Oszalałeś! — zawołała — precz stąd! bo zawołam na sługi i związać każę.
— Módl się! — powtórzył Pełka — nim ktokolwiek nadbieży, ciebie nie będzie... Daję ci chwilę dla skruchy, abyś ratowała duszę... nie chcę jej zguby... ale ty... ty zginąć musisz... Żyłaś dosyć na nieszczęście ludzkie...
Nie mogąc słowa wymówić, pisarzowa rzuciła się jak obłąkana ku oknu... Pełka podbiegł za nią, chwyciwszy za włosy rozpuszczone, wstrzy-