Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niż teraz, a zawsze jeszcze, choć zęby tracić zaczęła, udawała młodą i za młodzika radaby się wydała. Ale się jej chciało, choćby bez grosza i mienia, byle dobrego rodu, imienia i w latach takich, aby prędzej za syna, niż za męża uchodził — a takiego znaleźć było trudno... W miarę, jak ją opuszczała młodość, schodziła potrosze z wielkich żądań na skromniejsze coraz, a im mocniej się starała coś sobie wyszukać, tem szło oporniej... Ostatni wielbiciel, pożyczywszy sumy niemałej, na którą skrypt wystawił bez świadków, znikł tak, — iż go nigdzie listami nawet gończemi wyszukać nie było podobna.
Śmierć księcia i owdowienie córki odwróciły znowu uwagę i myśli podczaszyny ku daleko pilniejszej sprawie. Chciała wydać raz jeszcze Jadwigę z korzyścią dla siebie i świetnie. Biedna istota próżno wyrywała się matce, dowodząc, że chce wedle serca swojego rozporządzić.
— To tam bałamuctwo — mówiła zcicha... serce możesz dać, komu chcesz... to zabawka, a trzeba się wyswatać dla domu, dla imienia i majątku...
— Znowu za takich, jakicheś mi matka dała już dwóch?... — zapytała Jadwiga.
— Jakto! pierwszy był zły? możesz ty to powiedzieć? — przerwała żywo podczaszyna — pierwszy był doskonały! Umarł nie nudząc, na drugim trochę się omyliłam — a kto temu winien, jeśli nie twój Pełka? A prawdę mówiąc — i ten ci długo nie dokuczał... Teraz trzeba wszystko dobrze rozważyć.
Pełka siedział w Gołczwi, nudząc się, gdy podczaszyna, ukołysawszy Jadwisię, zawiozła ją do Warszawy.
Miała stamtąd listy, w których jej donoszono, iż młody Pac, potrosze Pociejów krewny, niebogaty człek, ale wychowany tak, że się go i w Paryżu nie wstydzono na dworze... gotówby był sięgnąć po rękę wdowy, o której wieści chodziły, że po dwóch mężach dziedziczyła znaczne