Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Odsieczy błaga pan kasztelan, odsieczy jak najrychlej — lub Kraków, a raczej ruiny jego, wpadną w ręce nieprzyjaciela.
Mówił jeszcze, gdy drzwi też same otwarły się znowu i weszła — królowa...
Pełka nie widział jej nigdy... lecz domyślił się w tej majestatycznej, energji pełnej, rozkazującej, dumnej, prawie pogardliwie na świat patrzącej niewieście — królowej. Szła po królewsku... patrzała jak wódz... wrażała poszanowanie i obawę. Król przy niej, mimo wieku swego, wydawał się jakby strwożonem dziecięciem... Na widok jej dał znak Pełce, by mówić przestał.
Królowa nie była już młoda i snadź o utrzymanie wdzięków swych nie troszczyła się wcale, a twarz jej mimo to śladami wielkiej, wspaniałej piękności minionej jaśniała.. Czytać z niej było można życie w zawodach przebyte, ciężkie, niezaspokojone, walk pełne.
— Z Krakowa? — zapytała, zwracając się do króla — cóż przynoszą z Krakowa? co mówi Czarniecki — to jeden człowiek, co ma serce i głowę męską.
Poseł spojrzał na króla, ten stał zafrasowany, jakby nie wiedząc, czy ma mu zabronić mówić, czy nakazać.
— Mówże waćpan bez ogródki, — dodała królowa — tyle złego mamy do zniesienia, że już tej kropli goryczy, jeśli jeszcze ma być dodana, nie poczujemy w kielichu.
Zbliżyła się, mówiąc to, stanęła, wpatrując się w Pełkę, i powtórzyła łagodniej:
— Jam też królowa, mnie, jak najjaśniejszemu panu, prawda należy cała... Co przynosisz?
Zmieszany król dał znak Pełce, by mówił.
— Najjaśniejsza pani, — odezwał się poseł — nic dobrego w istocie nie przynoszę. Kraków się broni bohatersko, z poświęceniem, lecz przeciw potędze króla Gustawa wytrzymać nie może... Głód go zmusi do poddania, kul mu i prochu zabraknie... Trzymać się będzie do ostatka, ruinami