Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ona wyszła pocichu do nieoświeconego salonu z chustką na oczach, dumać i płakać. Gdyby się była umiała modlić?? Jakże czuła w téj chwili potrzebę tego zbliżenia się do Boga, które promień niebieskiego natchnienia ściąga na duszę! Ale ją wychowano bez Boga — ona ukradkiem tylko, od niedawna, poznała księgę psalmów z któréj niewiasty izraelskie czytać zwykły i księgę modlitw, którą jéj Jakób był przyniósł.
Ale modliła się duszą. Z załamanemi dłońmi chodziła długo tak po sali ciemnéj, myślała, walczyła z sobą. Godziż się go odwodzić od ofiary? Jakie to będzie to szczęście które ja mu przynieść mogę??
Nagle wejrzała w górę... głos jakiś wewnętrzny jéj szeptał.
— Tyś jego dziecięciem. — Niech wyrokuje ojciec...
Biedna nie śmiała zawsze wyrzec tych słów, które pragnęła by ktoś stanowczo wypowiedział za nią. Wstydziła się sama przed sobą słabości któréj uległa, serce jéj biło gwałtownie.
— Ten list, zawołał stając w progu sypialni ojciec, potwierdza mnie w mojem przekonaniu... ty go możesz ocalić, tylko ty! A ocalić go przed