Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sobą, tacy ludzie zawsze padają ofiarą swego głupiego indywidualizmu... No! spodziewam się że mu tam nic złego się nie stanie.
— Żeby go tylko nie pchnięto do powstania.
— Nie spodziewam się, odpowiedział Mann, nie jest to człowiek czynu, prędzéj myśli i słowa.
Na te wyrazy zbliżył się świeżo przybyły ojciec Tildy, pomięszany i niespokojny.
— Wiecie co o Jakóbie?
— Uszedł.
— A! to i ja przecież wiem, ale dokąd? Wystawcie sobie jak przykre mnie przejście z tego powodu spotkało... Wpadła do mnie rano jego matka... stara żydowica w muszkach i załóżce... śmiechy w domu, nieprzyjemność. Jeszcze trzeba wypadku aby na tę godzinę przybył adjutant księcia i spotkał ją w sali... Ja co się bronię jak mogę od tego żydowstwa... wystawiony byłem na taką awanją... burzę się cały. Lament w domu, płacz... ledwiem się jéj pozbył! Nikt nie wie dokąd się udał? Matka zaręcza że za granicę nie chciał...
— Wkrótce zapewne, wtrącił z przekąsem Henryk, posłyszymy o bohaterskich jego czynach. Widać że laury Berka, którego tak pięknie naryso-