Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Smutek twój, chmurne oblicze, tyś widocznie nieszczęśliwa...
— Masz więc do mnie urazę, że samo to iż mam honor być twą małżonką nie czyni mnie najszczęśliwszą? Cóż począć, mój drogi, ja się odmienić nie mogę, ty innym téż być nie potrafisz, ale związani jesteśmy ślubem przed obliczem Bożem, a z nim przyjęliśmy obowiązek picia z jednego kielicha, co weń los naleje... nektary czy gorycze...
Henryk ruszył ramionami, popatrzał na nią, była marmurowo spokojną, łagodną, rzucił drzwiami i wyszedł.
Powóz czekał na niego przed gankiem, pojechał wprost do Wtorkowskiéj. Panna była jeszcze samą, ale już gotową na przyjęcie gości, wystrojoną, wonną, piękną i w humorze jaki się wdziewa do salonu... Podała poufale rękę Henrykowi.
— Wiesz pani nowinę?
— O! tych nie brak, jaką?
— Jakób musiał uciekać...
— Jak chcesz pan bym nie wiedziała, gdyby nie nasze stosunki z Sofronowem, z Hrabią, byłabym się przelękła śmiertelnie... Obstąpiono dom, trzęsiono, szukano... przebudziłam się ze snu, wśród