Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wolelibyśmy uniknąć starcia, dodał cicho.
— Tak! dodał Radzca.
Jakób wstał rozdraźniony.
— Mnie się téż zdaje, rzekł, że walki téj i starcia nietylko zdrowa polityka uniknąć radzi, ale jest ono możliwém.
— Jak? spytał Baworow.
— Tak! dodał machinalnie Radzca, ale się zaraz zakaszlał, widząc że nie w porę się odezwał.
— W bardzo prosty sposób, mówił Jakób — Polska domaga się pewnych swobód zapewnionych jéj traktatami, do których z saméj natury rzeczy, ze swéj przeszłości, ma słuszne prawo; dla czegoż nie uznać ich, czemu panowie chcecie wszystko siłą i terroryzmem pokonywać?
Radzca aż się cofnął ze strachu i pochwycił za żołądek, w którym poczuł boleści jakie zawsze sprawiało w nim głębokie wzruszenie.
Baworow ruszył ramionami.
Connu! zawołał, na zły grunt pan wstępujesz.... My nie uznajemy Polsce praw żadnych, ani nawet praw przyrodzonych człowieka. My jesteśmy państwem, siłą; dla nas pierwszém, główném, jedyném jest nie dać się zmódz i pokonać. Czy idzie o prawdę czy o fałsz my musimy zwy-