Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dobiwszy się przez meldunek i hałaśliwe narzekanie na natrętów nieznośnych do gabinetu wielkiego męża, znalazł go już Jakób, z podziwieniem dla siebie, otoczonym kilku osobami, ale w stroju porannym nadzwyczaj prostym, bo w jednéj tylko koszuli i bótach. Otyłość nadawała temu ubraniu na prędce zabawniejszy jeszcze charakter.
Rozmawiano gorączkowo; Mann krzyczał nawet głośno i opierał się czemuś widocznie.
Otaczali go zwykli goście i para osób mniéj znajomych, oczekiwano jeszcze Mejzelsa, a Mann przez uszanowanie dla starca zawołał o tyftykowy szlafrok, który na ramiona narzucił.
Słowa krzyżowały się żywo, urywane, niespokojne, Mann perorował.
— A tak! wołał — tak! teraz jak baranki łagodne, sami do uścisków idą... kiedy bieda to do żyda... stare to przysłowie, ale powinniśmy pamiętać drugą część jego — a po biedzie pójdź precz żydzie.
— Zdaje mi się że te czasy minęły, rzekł Barthold, zgoda jest szczerą, my z tego usposobienia korzystać powinniśmy.
— Nie — nie, przerwał Mann, wiecie najlepiéj że Towarzystwo Rolnicze, ta reprezentacya krajowa,