Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 3.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i uważał za właściwe pokłonić się staruszce. Poczém wysunął się pomięszany, wzdychając.
Poniżéj, na pierwszém piętrze, już historya staréj żydówki, z ust do ust powtarzana krążyła. Lokaj pana Jakóba miał serdeczną przyjaciółkę w służącéj panny Wtorkowskiéj, nie zwykł był przed nią nic ukrywać. W pierwszéj chwili zaraz tak go zaświerzbiało, iż zbiegł aby jéj swą przygodę powierzyć. Pokojówka, ledwie się go zbywszy, nie miała nic pilniejszego nad udzielenie téj plotki staréj Wtorkowskiéj.
A że panienka była nieco oczytaną na tłumaczeniach Paul de Kocka, przyozdobiła nieco opowiadanie lokaja, czyniąc je dramatyczniejszem. Z pod jéj redakcyi wyszło ono wcale zajmującą sceną.... Wtorkowska zdyszana pobiegła z nim do pokoju córki.
Emusia leżała z książką na szezlągu.
— No, proszęż ja ciebie, zawołała z daleka, a to nas jeszcze pan Bóg bronił że z tym Jakóbem do niczego nie przyszło... wystawże sobie to okropności!!
— A! cóż się z nim stało? zapytała Muza, skompromitowany? wzięty? wysłany?
— Ależ gdzież tam, jużbym to wszystko wo-