Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— pojąłem go ofiarą uczynioną idei, którą podzielał. — Opiekun mój, podobno spodziewający się sam tego znacznego spadku, z goryczą odzywał się o starcu, nazywał go niewdzięcznym i nitki na nim poczciwéj nie zostawił.
Spotkałem się tegoż dnia i z ojcem Symonem.
— Cóż za szkoda, rzekł — żeby był poczciwy Moses miał rozum umrzeć na kilka miesięcy wprzódy! Rozumiesz? ale dziś, łyżka po obiedzie. Nigdy się na świecie nic w porze nie zrobi! A może to i lepiéj! Winszuję ci, ale zarazem przestrzegam, nie upij się pieniędzmi.
W istocie, czułem sam że mnie to, mimo woli méj, poiło, ale zarazem przypatrując się z nowego stanowiska ludziom, obrzydliwość do nich miałem, tak mi się podłemi wydali, znajdując mnie teraz innym zupełnie, niż dla nich byłem ubogi. — Zaproszeniom wystarczyć teraz nie mógłem, czułościom się opędzić, broniłem się od nich wewnętrzną pogardą.
Jak tylko opiekun mój oznajmił mi żem wolny, w samym interesie tego spadku, postanowiłem wyruszyć natychmiast i musiałem.
I otoż jak wyjechałem z kraju.
Od tego czasu, oprócz Europy, zwiedziłem Egypt,