Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na obcéj ziemi; straszną się zdaje bez nadziei i przyszłości, ale na tle niebios oprócz dalekiéj tęczy, oprócz niedostrzeżonego prawie kątka niebios jasnego... jest coś co zwiastuje pokój i wypoczynek. Na jednym, jedynym, białym, potrzaskanym już grobowcu świeci promyczka słonecznego odblask, po nad nim tulący go krzew dziki weselném kwieciem się rozwija. I dwoje ludzi się modli, mężczyzna i niewiasta, skrytych głęboko, zaledwie dostrzeżonych.
Wiosna, modlitwa, promień słońca... ledwie są dostrzeżone oku tego, co pilniéj spoziera w te czarne, chmurne obsłony, samą zdające się rozpaczą i żałobą okrywać....
Cmentarz był całą historyą Izraelitów w Europie od wieków aż po dzień dzisiejszy, gdy się nią stała giełda... gdyśmy wnieśli się do pałaców po zrujnowanych panach i sami zapragnęli być nimi.
Niestety! umieliśmy płakać na grobach, nie nie umiemy śmiać się w tych złocistych pustkach i trzeba będzie może znowu tysiąców lat próby nowéj, abyśmy odzyskali tę godność jaką nas okrywało męczeństwo....
Jakób westchnął....