Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kochanku mój, dodał, nie idzie o to co ty byś wolał, ale co jest w istocie... Nie wyobrażałem sobie, mówił z politowaniem prawie, ażebyś był tak dziecinnym. Wszystkie te sielankowe obrazy ludzkości ładne są w malowaniu, na obiciach i parawanach, ale w życiu praktyczném kto na utopiach opiera rachuby myli się zawsze. Człowiek chwilami jest dobry i bywa poczciwy, ale w gruncie skłonniejszym jest do złego; chybi więc kto liczy na momenta wyjątkowe, a nie na stan normalny.
— Ale ludzkość się udoskonala! zawołałem.
— Gdzie? jak? zapytał marszcząc się mój mentor — i to brednia! Udoskonala się warsztat, narzędzie, jadło, odzież, handel... ale nie człowiek... udoskonali się to co mu życie ułatwia, ale zachodzi pytanie jeszcze czy te ułatwienia psują go czy naprawiają? Tego nikt nie rozstrzygnął...
Ludzi, dodał po chwili marszcząc brew, ludzi używać potrzeba jako narzędzi ale się w nich nie rozmiłowywać. To zaślepia, a idąc drogą trzeba widzieć jasno... Nieużytecznych precz z drogi... bez litości... Zdatnych wypotrzebowywać umiejętnie... to moja teorya... czułość nie prowadzi do niczego... jest chorobą.
Jakkolwiek teorya mojego krewniaka była stra-