Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

istota! rzekł Mann śmiejąc się. Winszuję temu kto....
Nie dokończył.
— No! ale wszystko się na świecie okupuje czemś, musi ów szczęśliwy zapłacić spokojem, dodał drugi.
Tymczasem fortepian zadźwięczał; Jakób wysunął się powoli rozkuty z kajdan grzeczności i znużony poszedł na odpoczynek usiąść przy Tildzie, która w dumaniach pogrążona, nic nie widziała.
Powtóre podniosła na niego oczy i uśmiechnęła mu się słodko; była spokojną i szczęśliwą że mogła patrzeć na niego.
Przez okna otwarte widać było verandę obwieszoną winną latoroślą dziką, któréj liście przedzierał gdzie niegdzie księżyc sinawemi promieniami; oboje pobiegli tam wzrokiem stęsknienia za samotnością wśród tego tłumu.... Chcieli wyjść trochę i być sami, zrozumieli się — ale artystka grała, wysunąć się nie było podobna.... Fortepian płakał, jęczał, dąsał się, śmiał, grzmiał, kwilił pod zręcznemi, wprawnemi paluszkami.... Wszyscy byli w uniesieniu, grała jak Liszt... silna jéj dłoń zdawała się trudnościom urągać.
— Gra przecudownie, szepnęła Tilda, ja gdy