Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z taktyką Muzy, uważając ją za zbyt śmiałą, ale musiała jéj oddać sprawiedliwość że walczyła heroicznie i czyniła co tylko mogła.
Jakób był zmuszony (sama mu bowiem rękę podała) poprowadzić ją wśród szmeru uwielbień do fortepianu, do którego siadła nareszcie i zdejmując powoli rękawiczki, jeszcze długo zwrócona ku niemu, starała się pokazać przed gośćmi jak blizko z nim jest i dobrze; wabiła go, szeptała, śmieszyła, kokietowała.
— Moja droga, odezwała się po cichu pani N. do pani X., patrzajże co ta Wtorkowska wyrabia z Jakóbem, ależ bezwstydnie na niego poluje.
— O! takie kobiety jak ona, zawsze zwierzynę upolować potrafią! odpowiedziała pani X....
W tém nadeszła stara Wtorkowska.
— Mówimy o ślicznéj twéj Emmie, odezwała się głośno pani N... jest dziś istotnie czarującą, pani X nie może się jéj nachwalić, nauwielbiać. Pozawraca głowy wszystkim, nawet naszym starym!
Matka tryumfująca, dodała skromnie.
— O! ta Emusia moja, tak jest dziecinnie naiwną... taki z niéj często trzpiot.... Mówię jéj to.... Możnaby ją wziąć za zalotną ktoby nie znał,