Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cuzczyzny, dla tonu wypierała się wszystkiego swego i rumieniła wspomnieniem.
Na wielkim świecie przyjmowano Jakóba z tą obawą dobrze wychowanych żydów — żeby żydowstwa nie wspomniał, nie wprowadził w rozmowę, nie objawił, jak się wyrażano, z właściwym sobie cynizmem. Wchodzącego do salonu witały oczy pomięszane, skłopotane twarze, błagające wejrzenia mówiące: A! zlituj się! milcz!
Z prawdziwymi starozakonnymi trudno mu téż mówić było, ci uważali go za człowieka lekkiego, niedouczonego, zarozumiałego, za świętokradzcę wdzierającego się do świątyni, do któréj wchodzić nie miał prawa. Zbywano go pół słowami, odsyłano do ksiąg, a fanatyzm stawał przeciwko niemu z całą swą drapieżnością najeżony i straszny.
Po długich dniach zamknięcia, myślenia, męczarni, Jakób postanowił szukać oparcia i poparcia w młodzieży i był zmuszonym jak inni reformatorowie do szlachetnych instynktów młodego wieku się obrócić, w nie ufał. Nieco pocieszony tą myślą, wychudły od bezsenności, pracy, bólu, zabierał się nareszcie znów wynijść na światło dzienne, gdy dnia jednego zapukano do drzwi jego.
Był to ten sam Wilk, młody, gorący chłopak