Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sieje coraz więcéj pszenicy, poczciwy stary... i widocznie sięga po emeryturę, która mu się należy.
Wszyscy zamilkli.
— Widzę żeś i ty powrócił konserwatystą, przerwał Bartold, gdy my tu właśnie diable zaczynamy być rewolucyjni....
— Dla kuracyi wysłałbym was na wędrówkę po Europie.
— Ale, dodał widząc że Kruder bierze za kapelusz, ja do pana przychodzę, za wami gonię....
— A! za mną? spytał wpatrując się w niego pierwszy.
— Tak jest, mamy kilka słów do pomówienia.
— Jeśli to nie rzecz osobista, mów otwarcie i głośno, jesteśmy między swymi, rzekł Kruder.
— Więc dobrze, znacie Iwasia?...
— Iwasia! doskonale, niegdyś to mój towarzysz uniwersytecki z Kijowa, dobrzem go znał... ale uszedł zagranicę.... Cóż się z nim stało? gdzieście się z nim spotkali?
— Wypadkiem, we Włoszech na drodze. Biedne poczciwe chłopię rady sobie dać nie mogło, tułał się, szukał chleba, znalazł gorzéj niż głód, bo tę zimną obojętność którą zarażona jest cała Europa, zwątpił, upadł na duchu.... Poznałem go