Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ofiarowywał też często to neutralne miejsce dla narad swoim znajomym, zmuszonym szukać gdzieś bezpiecznego kątka; sam zaś gorący w nich brał udział, bo w duszy czuł się Polakiem i obywatelem kraju, równo jak się czuł Izraelitą. On i jego młoda żona, nie czyniąc popisów z patryotyzmu, mieli go w sercu istotnie, nie chlubili się nim, ale się go nie zapierali.
Bartold był mężczyzną około lat trzydziestu, zdrów, czerstwy, barczysty, z oczów mu bił jasny rozsądek, z czoła uczciwy spokój człowieka, który idzie drogą prawą i czuje że spełnia obowiązki. Wesół, swobodny, Bartold bywał czasem aż do zbytku żartobliwy, ale to udane szyderstwo kryło w nim duszę czułą i wrażliwą, która się tylko nazbyt ze swą słabością wydawać nie chciała...
Na widok Jakóba, o którego powrocie jeszcze nie wiedział, Bartold z okrzykiem wybiegł ku niemu.
— Nigdy, zawołał ściskając go, bardziéj nam w porę przybyć nie mogłeś... bądźże pozdrowiony! Jak się masz? Spojrz na mnie całemi oczyma... niech się w ciebie wpatrzę, czy dosyć silny nam przyjeżdżasz... do roboty.
Oprócz Bartolda i Krudera, był jeszcze jeden młody człowiek, do najgorętszych należący, wszy-