która pracą i pospiechem wywołany pot ocierała starannie z błyszczących policzków.
— Na Boga tylko — Emusiu, kochanie — nie bierz już téj poudre de ris, to niepotrzebne tobie, a daje się domyślać braku świeżości.... Ty często w niéj przesadzasz.... I powiedz mi jeszcze jak się ubierzesz?
— Ale czarno, czarno, skromnie, poetycznie, włosy gładko.... Już mi to proszę zostawić... i książkę jaką wezmę w rękę....
— A! to będzie może jakoś zbyt wymuszone, zużyte....
— Mama słusznie to mówi... wezmę robotę, c’est plus simple.
— A! niech Bóg broni! prozaiczne! niemieckie! pończocha!
— O!, to nie, pójdę tak sama z sobą! bądź spokojną...
Wyszła Muza, matka padła na kanapę w głębokiem zamyśleniu.... Niedopowiedziana myśl owa genialna trapiła ją, gryzła, zdawała się jéj że wygadała się nadto, wyrzucała to sobie... możnaż było przewidzieć następstwa....
— Ale nie! nie! zawołała uspokajając się, Emma
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/178
Ta strona została skorygowana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/a/ad/J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_%C5%BByd_obrazy_wsp%C3%B3%C5%82czesne._T._2.djvu/page178-1024px-J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski_-_%C5%BByd_obrazy_wsp%C3%B3%C5%82czesne._T._2.djvu.jpg)