Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 2.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— E! ty stary trutniu!!
— Truteń! zgoda! rzekł Symon spokojnie, ale ty wyrzucasz im że się dmą, spojrzyjże się w lustro? chybaś się nigdy nie widział! Czy u ciebie kochanie tak samo jak u tych feudałów w przedpokoju nie potrzeba odbywać popasu nim się do salonu zajedzie, żeby w nim twoje fumy połykać? Czyś ty potulniejszy, przystępniejszy, bardziéj ludzki od X. Y. Z. hrabiów i baronów? Ich mitry a twoje miliony skutek jeden... jak tranu rybiego i syropu z chrzanu z jodem....
— Nieznośny jesteś... milcz! ofuknął znowu Mann.
Henryk i ojciec Tildy śmieli się, Mann na seryo się gniewał i przez zęby cedził.
— Trefniś! błazen!
— Kochany bracie w Izraelu, rzekł Symon, ile razy ci szlachta zaśmierdzi, powąchaj siebie.... tyś taki szlachetka bez szlachectwa... aż strach....
— Ale dośćże mi tego! zakrzyknął Mann.
— Nie, nie dosyć, muszę dokończyć bo się udławię, a szkoda mnie będzie, rzekł Symon, i prócz tego możecie mieć kłopot z mojemi długami. Otóż my na wymówkę dumy, a raczéj pychy, nie mamy