Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

podłogę, szczęściem jeszcze jakiemś nie rozbił sobie głowy o sterczące naśladowanie stalagmitów i zwolna zsunął na ziemię.
Wszyscy podróżni — należy im oddać tę sprawiedliwość; kobieta najpierwsza prawie — rzucili się do biednego młodzieńca który leżał bez zmysłów, trupią okryty bladością, ale z wyrazem tego spokoju, który śmierć i omdlenie na każdą prawie twarz wkładają, aby nie przerażała żywego świata.
Najprzytomniejszą ze wszystkich okazała się kobieta, choć wcale na siostrę miłosierdzia nie wyglądająca; ale w sercu każdéj niewiasty kryje się matka i siostra. Pochwyciła wodę ze stołu, zmoczyła serwetę i przyłożyła ją do skroni młodego chłopaka, który z westchnieniem głębokiém oczy otworzył i przychodząc do przytomności powoli, wstydzić się zdawał swego, nieco kobiecego wypadku. Ze spuszczoną głową oparł się na łokciu oglądając bojaźliwie do koła, a usta jego bełkotały przeproszenia niewyraźne, podziękowania i poplątane wyrazy skłopotanego, zasromanego wyrostka, który świata i ludzi się lęka.
Jakkolwiek krótko trwało omdlenie, już i gospodarz miał czas dowiedzieć się o wypadku; a że mu on groził niemiłemi następstwy, nie przez li-