Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czyzny, dodała z uśmiechem, jestem o niego spokojną... ta łupinka się pocieszy.
— Ja wątpię, odparł Jakób, ci się pocieszają tylko którzy chcą być pocieszonymi, jemu z tym grobem w piersi dobrze.
— Prawda, dorzuciła Colomi, że to historya jakby nie naszego czasu, coś elegicznie prostego.
Jakób wstał z siedzenia, godzina była spóźniona, wszyscy goście poruszać się też zaczęli. Moskal który słowa nie wymówił przez cały wieczór sam jeden pozostał nawet nie udając że ma wyjść.
— Więc jeśli nie w Genui, to do widzenia w Warszawie, rzekła Colomi do Iwasia i Jakóba — a ktoż wie? może?...
— Czyż pewno pani jedziesz?
— Zdaje się że niezawodnie, oglądając się na towarzysza, rzekła śpiewaczka, do widzenia!... Jeszcze wyjazd nasz zresztą nie postanowiony, moglibyście być panowie grzeczni i zajść do mnie. Dobranoc.
Iwaś i Jakób pożegnawszy Włochów zeszli milczący oba do hotelu Federa naprzeciwko.
— Zdaje mi się że dziś dalszego ciągu twojéj biografii nie posłyszę, rzekł Iwaś, wątpię byś na to znalazł siły... nadto cię zmęczyły wspomnienia.