Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żyd obrazy współczesne. T. 1.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wszakże i tu wśród ciemności jasne przepływały strumienie światła.
Byłem w téj dobie niecierpliwego rozwijania się umysłu i wątpliwości rodzących się co chwila, gdy jednego wieczora, powróciwszy od nauczyciela z książką pod pachą, a głową rozmarzoną i tęskną, zastałem w domu jakiś zamęt wielki.
Przestraszyłem się zrazu przewidując jakieś nieszczęście, lecz po twarzach wkrótce wyczytać mógłem że wypadek ten dziwny, wcale nie musiał być przerażający. Krzątano się tylko jakby na przyjęcie osoby wielkiéj i znaczącéj; matka popchnęła mnie do alkierza, zalecając abym się co prędzéj ubierał jak od święta. Brat już był przywdział szabasowy strój swój; na stole stała wódka, w miodzie smażone konfitury, piernik, bułka, a nawet butelka jakiegoś wina...
Z wielką trudnością wśród tego zamętu przyszło mi się nareszcie dowiedzieć, że ten którego tak uroczyście przyjmować miano był stryjecznym bratem mojéj matki, niezmiernie bogatym kupcem z Warszawy; że przyjeżdżał jak się zdawało, aby o moim przyszłym stanowić losie.
Matka drżała.
Wyobraziłem sobie w méj głowie dziecięcéj po-