Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia, a konie do noszenia jeźdźców; ale jego posłannictwo ograniczało się do tego, by być miłym, łagodnym, szczęśliwym i bogatym. To mu już Pan Bóg w kolebce przyrzekł i powinien był dotrzymać, nie było mowy... Z tem przekonaniem idzie się lekko po świecie, z zupełnem bezpieczeństwem; że się człowiekowi nic stać nie może... nie troszczy się o grosz, o popełnione głupstwa, o szwanki na sławie, do Pana Boga należy to naprawiać i dostarczyć, co fantazje pańskie wymagać mogą. Krajczyc też zrozumiał zadanie swego życia wybornie i używał go wspaniale.
Ale zdaje się, że w rachunkach opatrzności zaszły jakieś omyłki; fortuna poczynała niedopisywać, humor się popsuł, zawód doznany przykro się czuć dawał... Krajczyc czuł się nadewszystko obrażonym tą niesłownością losu, który przecie powinien się by znać na swoich obowiązkach.
Ale nie mógł znowu dla takich bzdurstw wstrzymywać tryumfalnego pochodu; nadrujnowany, robił długi śmiało i szedł dalej. Miał obrachowanych w najgorszym razie siedm ogromnych sukcesyj do wzięcia. Żył więc godnie, jak panu takiego imienia przystało.
Za młodu pokwapił się był ożenić, ale w półtora roku się rozwiódł: pierwsza żona jego wyszła w trzy miesiące za mąż i potem już tylko parę razy się rozwodziła; Krajczyc więcej się nie żenił. Miał tej pierwszej próby dosyć. Tak mu zeszło do lat czterdziestu kilku w swobodnej lataninie po kwiatach... Ale starsze motyle łatwo się złapać dają; dziwnym trafem rozwódka i wdowa, osoba dojrzała, choć przy swiecach wyglądała na młodziuchną, tak usidłała Krajczyca, że się z nią ożenił. A że pani ta i z pochodzenia i z powszechnej opinii, i z fortuny wątpliwej, nie zdawała się rodzinie Krajczyca stosowną dla niego partyą, wszyscy się od niego odsunęli, on z gniewu postanowił jak Achilles zamknąć się w namiocie, wyjechać na wieś. Nagle kazano stary dwór zrestaurować, i Krajczyc z żoną przybył w zapadłe okolice Chełma.