Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom II.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i ja coś wiem, czego się też jegomość odemnie nie dowiesz.
Zabierała się z tem wychodzić, gdy ją stolnik wstrzymał całując czule w rękę.
— O! o! niechże się moja panna nie gniewa na mnie.
— Niechże jegomość mi też lepiej wierzy i ufa.
— Ale.
— Nie ma ale, mąż przed żoną, a żona przed mężem sekretów mieć nie powinni. Ja jegomości tylko tyle powiem, że stałam w ulicy, w drugim końcu, kiedyście tam z kimeś rozmawiali. Kasztelan kląkł, w rękę całował, potem się pochylił, a jegomość go ratowałeś. I doskonale widziałam trzecią osobę, która potem nie wiem gdzie i jak się podziała. Któż to był?
Stolnik ręce załamał.
— Widziałaś to jejmość? zawołał.
— A no tak jak na was patrzę!
— I cóż o tem myślisz?
— Alboż wiem, kto to był.
— Agnusia! zawołał głosem stłumionym stolnik.
Przerażona pani Marcinowa upadła aż na krzesło.
— Wszelki duch pana Boga chwali.
— A no tak! dodał Barciński, stała się rzecz niepojęta. Wczoraj to widzenie ukazało się po raz pierwszy, nie chciałem wierzyć mu, mimo śladu na piasku. Otóżem dziś na nie własnemi oczyma patrzył.
Zniżywszy głos począł się już Barciński spowiadać przed żoną i wygadał się ze wszystkiem, zaklinając tylko, żeby przed kasztelanem tak się trzymała, jakby o niczem nie wiedziała. Stolnikowa drżała, płakała, modliła się, gadali długo, naradzali się, narzekali, boleli, naostatek gdy pierwsze kury zapiały, pani Barcińska odeszła po cichu, a stolnik kląkł i sen go zmorzył już na modlitwie. Dopiero o białym dniu ranny chłodek przebudził, i rozebrawszy się położył do łóżka, ale w łóżku sen nie brał i gdy słońce