Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żeliga tom I.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pod pozorem dźwigania brzemienia wzięliście ów Ezopowy ciężar, którego, co dnia ubywa. Ażaliż na świecie żyć nie jest stokroć trudniejszą pokutą, niż w takim klasztorze? niżeli w tej trumnie? Nie łudź się WMość, dodał, zmiarkuj nie jest-li to lenistwo ducha? byś miasto ofiary nie powodował się egoizmem ubranym w pozory świętości i skruchy. Pozwól bym otwarcie to i po ojcowsku rzekł, ażali nie łudzisz się? jest-li to pokuta czy gnuśność?
— Przyjmuję z pokorą — odpowiedziałem — surowe napomnienie ojcowskie, W. K. Mości, ale na sąd Boży się zdaję... Ciężar to Ezopowy, przyznam, alem ja go sobie jak ów Ezop, z początku drogi wybrał, a cóżem winien, że mi go ubywa? Jam na to nie rachował.
— Łacniej — mówił król z uczuciem — żyć tu Waszmości z dzikiemi obłaskawionemi zwierzęty, niżeli z ludźmi, co się nigdy przyrodzonej swej dziczyzny zupełnie pozbyć nie mogą; mniej tu doświadczasz zdrady, a co najmilsza, mniej przewrotność ludzka cięży WMości na sercu, zyskujesz więc ze wszech miar.
Tak mnie przekonywać usiłował król, nie złamał wszakże, stałem twardy przy swojem, a on zmiękł... Obchodził więc potem raz jeszcze całą ustroń dziwując się, uśmiechając, pociągnął za sobą generała, a jako to był umysł lekki, który w poważniejszym żywiole długo wytrwać nie umiał, już pod koniec tych odwidzin żartobliwego nabrał usposobienia i śmiał się z tego co mojem dziwactwem nazywał.
Na ostatek miał się ku wyjściu, a na wychodnem, zaręczając mnie o łasce swej monarszej, upewniał, że zawsze mile na dworze widzianym będę, zachęcając, abym w nadaremnym nie trwał uporze. Przeprowadzałem króla daleko za dwór mój, aż na koń siadł i pożegnał mnie. Wymógł to przecie rozkazem i powagą swoją, iż przyrzekłem raz w rok stawić się