Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cymbalista, skrzypak, basetlista, stroili instrumenta tymczasem chcąc co najpiękniéj popisać się z muzyką. Chłopcy powłazili na drzewa po nad drogą stojące, aby prędzéj ujrzeć i oznajmić o weselnym orszaku, nieustannemi ścigani pytaniami, odpowiadając na nie zwodniczo, lub zbywając dziewczęta dwuznacznemi słówkami.
Piękny był obraz uweselonéj wioski.
Nad stawem, nad gościńcem wijącym się przez parów, paliły się beczki smolne, odbijające się w wodach, oświecając drzewa i białe chaty na wzgórzu i żółty gościniec pokręcony w malownicze pasy ginące w dalekim zmierzchu... Wśród ciemnych lip zamczyska sześć okien dworu jaśniały wszystkie równo, drzwi nawet buchały światłem, a na nich czerniała jakaś postać tajemnicza, stojąca nieruchomie.
Na wałach w koło domu migały mniejsze przebiegające tu i ówdzie światełka; we wsi gwar, śmiechy i pobrzękiwania muzyki, słychać było wśród szumu sadów gwarzących z wiatrem wieczora i warkotu młyńskiego koła, które na nic niezważając gdérało. Księ-