Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

człowiek ale pospolity, o nic się nie troszczył, tylko ażeby jego pupill majątku nie stracił — oddał się pan Joachim namiętnie łowom, do których wszelki przybór, zapasy i ułatwienia znalazł w domu. Gniazdo gończych, chartów i wyżłów najsławniejsze było w Starém i najtroskliwiéj utrzymywane od niepamiętnych czasów; konie miał w stadzie prześliczne i wyborne, strzelb nie brakło na ścianie, a ludzie dworscy zachęcali do łowów, bo sami lubili je nałogowo, nawykłszy do nich za starego pana.
Tak pan Joachim przepolował dobrych lat kilka, ledwie się rzadko za dom ruszając i to chyba z musu, a gdy mu przyszło tydzień jaki przebyć niesłysząc gonu swych piesków i nieodetchnąwszy wolném lasów i łąk powietrzem, to żółkł, nudził się, chorował i ziewał, a tak potém śpieszył do Starego, że nieraz konie poochwacał. Nazajutrz rano odzywała się trąbka w ostępie i cały już Boży dzień zszedł ze strzelbą na ramieniu. Tém życiem strzeleckiém wyrobił on w sobie siły i zdrowie, ale ogorzał i zdziczał; już go codzień więcéj towarzystwo sąsiadów mięszało,