Ta strona została uwierzytelniona.
We dwa lata po opisanych wypadkach, jednego poranka jesieni, przechodził koło teatru hrabiego Skarbka, pięknie ale dosyć niedbale, ubrany, smutnéj twarzy młody człowiek ze spuszczoną głową, z laską założoną na plecy, ze wzrokiem wlepionym w ziemię. Krok jego był powolny i zdawał się pochodem bez celu, bez myśli przewodniczéj — dumanie bezładne, urywane odwodziło go kędyś daleko od miejsc które przebiegał nieprzytomny. Na jego twarzy widać było ślady jakiegoś głębokiego cierpienia z którém się już zżył człowiek, brzemienia do którego ciężaru przywyknął. Wpadłe oczy, zgasły z policzków rumieniec, zacięte usta, chmurne i