Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nikt, kochana pani, nikt, choć przeprawa była ciężka, — dodał po chwili — złapani bronili się wściekle! I pomścili się niegodni śmierci swojego herszta.
— A! coż się stało? dwór! dwór! — z przestrachem łamiąc ręce spytała wdowa.
Hryć smutnie spuścił głowę.
— Tak jest pani, rzekł, zgadło serce twoje, dwór się spalił... ale co było w nim wszystkośmy uratowali, szpilka ci nie zginęła.
Pomiarkowała Marja że zbytnia żałość w obec takich poświęceń ludu, byłaby dla niego boleśną jakby wymówką, i choć ją ta strata ciężko dotykała, zamilkła.
— A! wola Boża, — odpowiedziała z cicha — ale gdzież się podziejemy teraz...
— Namyślim, postanowim, — rzekł stary, nie straszaj się pani. Tymczasem pogróżki reszty zbójców nakazują nam ostrożność, trzeba tu jeszcze pozostać na dni kilka.
Juljusz stał milczący w ciągu téj rozmowy, zdawało się że uczucie wezbrane mowę mu odjęło. — Chodź pan, — rzekł stary do niego — możesz do domu powrócić, nie ma już potrzeby straży, bo tu niéma niebezpieczeństwa.