Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Wieczory drezdeńskie.djvu/009

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiem od nich zimnem wieje.. Boją się byśmy im nie wydychali powietrza, nie odjedli chleba, nie wypili wody, nie zażądali pracy, nie przypytali się do braterstwa.
Czasy ciężkie! Jeżeli przynosimy z sobą grosz, uśmiech nas wita, jeżeli go nam choćby na chwilę tylko zabraknie, Saxonja trwożliwa o swoje dzieci, wypycha próżne kieszenie do Zgorzelic, Hofu i Bodenbach.... na cztery wiatry, byle golizna zgorszenia nie dawała poczciwym poddanym króla J. Mości.
Nic też gospodarniejszego nad tę poczciwą, spokojną Saxonję, która jest tak gemüthlich! ach! ale tak gemüthlich!
Szyderstwo....
Ludzie żyją tu w jakimś stosunku nieokreślonym nie zawadzając sobie, to prawda, nie kłócąc się z sobą, ale obawiając