Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Sieroty my! pan nie żyje! U końca uczty czarę do ust niosąc, skonał!
Z krzykiem dzikim Dorota nazad rzuciła się do domu i na progu padła zemdlona. Ztąd ją na ręce wzięły sługi i na łoże zaniosły.
Wśród tego zamięszania jakie po zgonie księcia panowało, około południa następnego dnia bracia z Tęczyna nie zapomnieli skorzystać z chwili, na którą oddawna oczekiwali. Oddział ich ludzi otoczył dwór Doroty i pochwyconą powieziono do Tęczyna.
Tu u wieży, która potem przez długie wieki od imienia nieszczęśliwej zwała się Dorotką, bracia zamknęli ją, ażeby więcej rodowi ich sromu nie czyniła[1]. Żyła w tem więzieniu pokutując szalona niewiasta lata długie, więcej już nie widząc świata.
Stach, który w gorączce ciągle marzył o otruciu pana, tej nocy złowrogiej nie dowiedział się o śmierci jego. Żegieć mu ją utaił, uspokajając jak umiał tem, że wołanie i bicie we dzwony było resztą wielkiej uroczystości i uczty zamkowej.
Benedyktyn dopiero, gdy ranę przyszedł opatrywać, z zapłakanemi oczyma na pierwsze zapytanie o wrzawę w mieście, odpowiedział z rezygnacyą mnicha.
— Módl się za duszę pana, którego Bóg wziął do swej chwały.
Padł twarzą na ziemię Stach onieprzytomniały z bólu; wróciła gorączka zaogniła się rana, ale nie przeznaczonem mu było życia tak rychło dokonać. Powoli znowu zabliźniać się zaczęła rana, wróciły siły, tylko nie ochota do nowego życia.

Stach mógł odzyskać dawne nazwisko swoje, chciał Pełka go umieścić u brata wojewody; nie

  1. Paprocki: „Herby.“