Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rodziny starości mu oszczędzają, która w płomieniach ginie. Drzewa sączą z żył płodnych wonne balsamy. Gdy lekki wiatr powieje, gęsty las oddechem jego poruszy, szeleści i mruczy, uginając gałęzie kwieciste, a powietrze napełniając wonią słodką i rzeźwiącą. Źródło przejrzyste i jasne tryska z głębin, w których oko się nurza, srebro nie błyszczy jaśniej, kryształ nie połyskuje świetniej nad wody jego. Płyną one wśród kamieni drogich rozrzuconych po brzegach, a najszacowniejsze klejnoty tu się walają jak głazy... Pola barwami malowane świetnemi, natura zdobi królewskim przepychem.
Wszyscy słuchali zachwyceni opisem Raju, aż biskup Pełka rzekł:
— Piękny jest Raj ten, lecz w poecie czuć poganina, wolę św. Orjenta, gdy mówi o życiu przyszłem.
Książę się zwrócił ku niemu, jakby pytał i żądał więcej, a biskup kończył:

— Nie powtórzę ja słów jego tak wiernie, jak mistrz Wincenty Awitusa, ale coś mi z nich w pamięci zostało i św. Orjent powiada: „Koniec nasz nie jest końcem, a śmierć, przez którą umieramy, sama nieustannie umiera. Duchem i duszą, które trwają i życ[1] mają wiecznie człowiek żyć będzie wiekuiście. Tak, człowiek wiekuiście żyć będzie, ale tu łzy przerywają słowa, bo lepszym byłoby losem dla niego z żywotem się pozbyć boleści, a nawet zrodzonemu raz podobnym być tym, co się nie rodzili nigdy, aniżeli umarłym być dla żywota i żyć męczarniami w tych czasach niedoli, gdy grzech panuje światu. Nie sądźcie, proszę, aby srogość kary zmniejszoną była przez to, iż płomień sprawiedliwy prędko pożre winowajców. Patrzcie na one góry, które wieczne ognie trawią, palą się one zawsze, a nigdy spalić nie mogą. Patrzcie na świeże źródła i rzeki lazurowe, płyną one ciągle, a wyschnąć nigdy nie mogą. Tak ogień wieczny żreć będzie złych, którzy w nim nigdy nie zgorzeją.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – żyć.