Strona:Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom IV.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi niegodnemu rzekli. Nie przypisuję tego sobie, ale waszym modlitwom.
Tak zagajona poważnie mowa, wnet przez Chmarę, który siedział nieopodal, na weselszy tor została zwróconą.
— Komu my to winni, dojść trudno — rzekł stary — to pewna, że nam ubożuchnym z tem dobrze, i bodaj długie wieki trwało czego używamy[1]
A my biedacy, możeśmy zasłużyli też na miłosierdzie Boże, bośmy długo cierpliwie plagi i chłosty znosili.
— W niepamięć to puścić! — rzekł biskup. — Święcą się lepsze czasy, w niebie mamy Orędownika-Rycerza, który i od ognia i od wody broni.
— Bodaj też i od złych ludzi — dodał Chmara — bo to gorsze od ognia i wody.
Książę się począł nabożeństwom wspaniałym po kościołach radować, chociaż, jak mówił, wiele jeszcze niedostawało, aby świątynie polskie, włoskim, niemieckim i francuzkim równały.
— Da Bóg i my takie będziemy mieli — odrzekł Pełka — choć nam o kamień trudno, glina go zastąpi.
Cysters się odezwał, że mistrzów do budowania sprowadzając, swoich można było nauczyć tej sztuki, a Jarosław Bogorja, wtrącił, iż z kamienia, prawda, cudzy lepiej budować umieli, a z drzewa od naszych cieślów uczyćby się mogli.
— Proste było życie dawne na tych ziemiach — począł Jaksa — więc rzemiosła nie kwitły. Z obyczajem lepszym i ręce ludziom urosną zręczniejsze, boć nie święci garnki lepią.
Rozprawiano tak, jedząc, o rzeczy wszelakiej, książę słuchał, niekiedy wtrącając słowo.

Biesiada trwała dosyć długo, coraz się stając gwarniejszą, tak, że, w końcu już tylko najbliżsi słyszeć się mogli. W każdym kątku o czem innem rzecz się toczyła.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.