Strona:Józef Chociszewski - Bukiet pieśni światowych.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Latał zając po cmentarzu,
Wywrócił dzwonnicę;
Musiał za to złożyć w darze
Marmurową świecę.

A tam gdzieś na nowym świecie
Świnka róg złamała;
Kura siedząc na kamieniu, —
Po wodzie pływała.



155.

Jechał Sobek do Warsęgi na welekeyą;
Najął sobie na przedmieściu w karczmie stancyą,
I jęli go przyjaciele na piwko prosić,
A on im się famulią zaczął wynosić.
Dziadek mój był kasztelanem. miał siwą brodę,
A wujaszek wojewodą bo woził wodę,
A i tatuś mój najmilszy pieszo nie chodził,
Gdy po czworo koni na noc w pole wywodził.
Mać też moja nie umarli, chociaż nie żyją,
Bo umieli kreślić, guślić i spalili ją!
A mój wójcio był hetmanem z buławą dużą,
Chodził ci on do Puławic na noc na stróżą.
Jeden stryj mój był starostą. wie o tem wielu,
Starostował na niejednem w karczmie weselu.
Drugi stryj był podstarości, dawno nie żyje;
Dosyć wcześnie przed starością zdzierzgli mu szyję,