Strona:Józef Birkenmajer - Opowiadania starej Margośki.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Aha! bociek już wrócił... zdaje się, i święty Józef niedaleko. Wnet się i trawa puści, a ja jeszczem zagonu nie obsiał.
A bociek klekotał nad strzechą: „źle! źle! źle!“ — aż się Jaśkowi markotno zrobiło i płakać zaczął... Jakoś tak długo siedział, aż go zmroczyło i zaczął chrapać, zapomniawszy o zmartwieniu.
Widział zaś tę całą zgryzotę Jaśkową Pan Jezus, co był w obrazie nad jego łóżkiem. Ulitował się nad biedakiem, więc idzie do nieba i powiada świętemu Józefowi:
— Słuchajcie święty Józwie, Jaśkowi Ciupkowi źle się powodzi, aż nad nim ten bociek, ptak wasz, labiedzi. Nieborak nie ma skąd pługa wziąć, a tu orać trzeba. Zróbcie mu ta na mój rachunek pług nowy, by nie narzekał. Z was był przecie majster nielada jeszcze na ziemi...
I święty Józef zrobił pług i postawił go w sieniach. Nazajutrz rano Fajto się obudził i uźrał pług. Przestraszył się, bo se zara pomyślał, że pług ukradziony, więc zaniósł do wójta i opowiedział wszyćko. Wójt się zdumiał, bo pług-ci był nowiuteńki i ładny, jakiego nawet Figuła okuć nie umiał. Tak sobie zaraz wyrozumował, że nic innego, ino