Strona:Józef Birkenmajer - Opowiadania starej Margośki.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sie strzelają bujnie, jak on, a kanianki to nikiedy nikt na nim nie uźrał. Chałupę miał jak się patrzy, niczem wójt, a kole niej obejście przyzwoite z kwiatami u płotka i bramką wystawną. Wszyscy mu zazdrościli podówczas, a dzieuchy to ino na niego zerkały — o! bo nie był on zawsze taki stary i zgrzybiały, jak dziś, i krew młoda do lic mu tryskała. Był-ci on śwarny, jak mało który parobek, a kie szło do krakowiaka, to nikt składniejszych śpiewanek nie umiał i nikt się tak nie wyśmyrgał zręcznie, aż dziwo. A kiedy go ojcowie odumarli i sam był na swym majątku gospodarzem, wtedy się paliły do niego dziewki, bo każda chciała być gospodynią na tych łanach. Ale on sobie wszystkie miał za bajbardzo i zwłaszcza kiedy która była biedniejsza, to choćby była jak anioł piękna, to na nią nie poźrał. Juści, że dla gospodarza, i to pierwszego na okolicę, nie pierwsza z brzegu się należy!
Opodal były gronta Jaśka Ciupka, który po matce trzymał swój działek, a był człek biedny, bo nie miał własnej chałupy i tylko na komornem pożywał u Fajty. Nie mógł-ci on nawet się zagospodarować, jako, że nie był miejscowy i nikomu nie krewniak, a je-