Że legenda o założeniu klasztoru świętokrzyskiego miała wiele wersyj, dowodem jest i sam tytuł bezimiennej książeczki popularnej: „Powieść rzeczy istej“: opowiadanie o prawdziwych faktach, jakby to na dzisiejszą polszczyznę w przybliżeniu należało przełożyć. Widocznie więc bywały przedtem różne „powieści“ — rękopiśmienne czy ustne — na ten sam temat, ale niezbyt zasługujące na wiarę, niezupełnie prawdziwe. Do takich może należała — zdaniem bezimiennego autora — i wersja przekazana przez Długosza?…
Sama ta rozbieżność wersyj świadczy, że legenda świętokrzyska różne przeżywać musiała koleje, przez wiele ust i rąk przechodzić w ciągu wieków. Krążyła niewątpliwie po wszystkich klasztorach benedyktyńskich jako tradycja zakonna, może nawet w postaci kronik klasztornych, podobnie jak to było z podaniem o Walterze Udałym, Wisławie i Helgundzie[1]. Od zakonników mogła się drogą ustną przedostawać do szerszych świeckich warstw społeczeństwa, które ją dalej zniekształcały. Oficjalna jednak literatura — w postaci ksiąg historycznych czy żywotów świętych — odtąd przeważnie, o ile chodzi o legendę świętokrzyską, szła śladami Długosza. Nic dziwnego, skoro Długosz był ojcem historji polskiej, a dzieło jego stanowiło na długie wieki bazę operacyjną dla różnych pomniejszych, rzadko oryginalnych dziejopisów. Pełną dłonią czerpali z „Longina“ także hagjografowie, zwłaszcza że jego dzieje, przeniknięte myślą katolicką i pisane z punktu widzenia osoby duchownej, zgadzały się z duchem religijnym wieku XVII-go i pierwszej połowy XVIII-go. Po wspomnianym i cytowanym już Pruszczu zasługuje tu na uwagę głównie ks. Florjan Jaroszewicz, który w wielce poczytnem a sążnistem dziele „Matka świętych Polska“ (1767) zamieścił pod dniem 3 stycznia: „Żywot błogosławionego (!) Bolesława Chrobrego, pierwszego króla polskiego, ex Joanne Longino, Cromero, Paprocio et aliis scriptoribus“. Legenda świętokrzyska niewiele się tam odmieniła — przeważnie w szczegółach drugorzędnych[2].
„Trafiło się pewnego czasu, gdy Bolesław około Kielc polowaniem się rozrywał, przybył do niego wdzięczny gość, święty Emeryk, królewicz węgierski, któremu Bolesław był stryjem. Więc gdy po uprzejmem powitaniu wraz z sobą polowali i za jeleniem się zapędzili, napadli na dawne ruiny i rozwaliny, o których sądzili, że jeszcze przed potopem musiały tam być mieszkaniami dawnych olbrzymów, a z tych rozwalin góra się wielka zrobiła, które gdy długo objeżdżali, św. Emeryk bardzo się delektował miejscem, a nocy jednej miał widzenie i objawienie od Boga, że to miejsce jako sposobne,