Strona:Józef Birkenmajer - Epika polska przed Mickiewiczem.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
10


nie uznawał żadnej skali probierczej. I w ten sposób popadł później sam z sobą w sprzeczność, gdy miał z owych czasów wyróżnić Woronicza, tego właśnie, do którego wspomniane zarzuty najprędzej mogły się stosować.
Ile poematów epickich powstało naówczas, trudno powiedzieć. Napewno niejeden z nich zalega po dziś dzień w rękopisie; słyszymy, że Adam Cieciszowski miał pisać poemat o Wandzie, a Ludwik Kropiński o wojnie inflanckiej Stefana Batorego. Nie wiadomo, czy zamierzenia te doszły do skutku. Nie będziemy się też trudzili doszukiwaniem rzeczy zaginionych. Poprzestaniemy na wyliczeniu najważniejszych i najbardziej wspominanych. dzieł epickich owej epoki.
Uszeregowanie ich chronoligiczne będzie jednocześnie uszeregowaniem ich według wartości — w kolejności rosnącej. Będą to: poematy Woronicza „Lech” i „Assarmot” (1803—1805), „Jagiellonida” Dyzmy Bończy-Tomaszewskiego (1817) i „Bolesław Chrobry” Tymona Zaborowskiego (1818). Dodać by do nich można ostatni chyba już u nas poemat epicki pseudoklasyczny, a mianowicie „Stefana Czarnieckiego” Kajetana Koźmiana. Wprawdzie dzieło to należy chronologicznie do epoki późniejszej i jest już produktem warunków zmienionych po powstaniu listopadowym, niemniej fakturą swą i tendencjami tkwi całkowicie w literaturze klasycznej czasów Księstwa Warszawskiego. W każdym razie w naszych rozważaniach „Czarnieckiemu” tylko uboczna należy się wzmianka, przy czym wszelkie możliwe uznanie dla wyrobionej formy artystycznej utworu, dla gładkiego, a miejscami pięknego języka, dla ideowej jeżeli nie głębi, to konsekwencji, osłabione będzie pamięcią o tym, że poemat powstawał w mozole przez okrągłe pół wieku.
„Assarmot” i „Lech” Woronicza takim wyrobieniem artystycznym poszczycić się nie mogą. Nie dość, że język tu razi nas ciężkimi złożeniami, dziwactwem wyrazów, osobliwą konstrukcją zdaniową, nie dość że i tok wiersza jest monotonny i szorstki, ale nadomiar myśli wloką się powoli, powtarzają się i kołują. Akcję zastępują przeraźliwie długie przemowy, których