Strona:Józef Birkenmajer - Łzy Chrystusowe.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   52   —

przygrywając na złotej Lutni gwiaździstej: Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli... U ramion miał śnieżne skrzydła, a na czole gwiazdę promienną — ukochaną przez siebie gwiazdę wigilji.

Po północy przyszedł do kompanji rozkaz odwrotu — więc też zwinięto i placówkę... Pocichu, niepostrzeżenie, szeptem powtarzając rozkazy, znikli wszyscy w gęstwinie... Ale już nie wzięli ze sobą małego Ignasia, który został na polanie... zimny i cichy... i blady... jak ta noc zimowa...
Z gąszczy, jak złowrogie widma, wypełzły wilki, węsząc i tropiąc coś w śniegu.... Wreszcie po śladach doszły do stanowiska dawnej placówki, gdzie leżały, pod samotną jodełką, zwłoki żołnierzyka... Rozległo się długie przeraźliwe wycie, podobne do żałosnego zawodzącego płaczu...
Mówią, że w noc wigilji nawet zwierzęta zdolne są przemawiać ludzką mową... Lecz wilki nie opowiedziały nikomu, co się w noc wigilijną stało ze zwłokami Ignasia...
I nie wiedziała matka, choć tak płakała, jakby jej wszystko było wiadomo.