Strona:Józef Birkenmajer - Łzy Chrystusowe.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   24   —

I szedł dalej pląs opętany a zawrotny z przyśpiewkami i wywijasami... Hej-ha! hej-że dana!...
Ale karczma zaczęła się naprawdę nietylko kolebać, ale nawet osuwać i zapadać w ziemię. Kiedy wózek z księdzem już odjechał kawałek drogi, organista nagle obejrzał się — i osłupiał z dziwu. Karczma pogrążyła się już w ziemi do połowy okien i coraz więcej się zagłębiała jak ta trumna, co ją na powrozach do dołu spuszczają. Organista wskazał cud ten jegomościowi.
— Kara Boża!... — szepnął zbielałemi ustami dobrodziej...
Ledwo to wyrzekł, już ponad ziemią sterczała jeno strzecha, szamocąca się, niby topielec, chcący wychynąć się ponad wodę. Za chwilę i ona znikła, a ziemia zawarła się nad nią, jak wrota piwnicy... I nic z karczmy nie pozostało, ino ze środka wydobywały się jakieś grania i wesoły śpiew i przytupywanie.
Hej! huczne to było wesele!...
Ksiądz westchnął, przeżegnał się i pojechał dalej. Za powrotem odprawił mszę żałobną i kazał na miejscu, gdzie stała karczma Siary, postawić figurę. Jeżeli kto przechodzi tamtędy i odmawia: „Wieczny odpoczynek“ — wtedy usłyszeć może granie i śpiew i pląsy, niby